/banners/pano.jpg
Góry Sowie
19-20 października 2019
Zapowiedź:
Już w najbliższą sobotę kolejny nasz wyjazd. Jedziemy do Pieszyc, idziemy spacerkiem mijając kościół, zamek, stare domy, aby w pewnym momencie wejść do lasu i ruszyć szlakiem na szczyt Wielkiej Sowy. Mamy do przejście kilkanaście kilometrów, punktem kulminacyjnym będzie wejście na szczyt Wielkiej Sowy. Tam będziemy podziwiać panoramę z wieży widokowej. Na szczycie upieczemy kiełbaski i wypijemy co nieco przy ognisku. Później zejdziemy do fajnego schroniska SOWA, gdzie zjemy coś na ciepło i posiedzimy w barze.
Następnego dnia będziemy schodzić do Ludwikowic Kłodzkich. Zależnie od godziny obejrzymy sobie pozostałości po niemieckich zakładach i słynne "UFO". Do domu zawiezie nas pociąg KD z przesiadką albo w Wałbrzychu albo w Kłodzku.
Mamy zarezerwowany pokój - nocleg dla 4 osób. Za spanie płacimy po 40 zł / os, w cenie jest pościel.
Niezależnie od prognozy pogody zabieramy: ciepłe skarpetki, czapki i rękawiczki, koniecznie coś przeciwdeszczowego i czołówki. Parę zł na wieżę widokową i posiłek w schronisku - nie wiem, czy mają tam terminal płatniczy.
Zbiórka o 7:10 przy wejściu do Wroclovii (wejście od strony dworca kolejowego).
Autobus z Wrocławia do Pieszyc (sobota): PKS "Dzierżoniów" 7:40 (w Peszycach jest o 9:04), odjazd z Dworca Autobusowego na ul. Suchej (podziemia Wroclavii), stanowisko nr 5. 
Pociągi powrotne z Ludwikowic Kł. do Wrocławia (niedziela): 13:50, 15:39, 16:58, 17:43 i 19:52
Wyjazd udał się wyśmienicie - pojechaliśmy w piątkę w męskim towarzystwie. Jesienna trasa przez Góry Sowie zaczęłą się w Pieszycach, w miejscowej cukierni. Wyśmienite wypieki podane z gorącą kawą dały nam energię na dwa dni. Jak zwykle część trasy szliśmy sobie bez żadnych szlaków przedzierając się przes stare leśne dukty i zapomniane ścieżki. Wczesnym popołudniem dotarliśmy na Wielką Sowę. Było wejście na wieżę, były kiełbaski i ognisko. Potem zejście do bardzo klimatycznego schroniska Sowa. Nie wiem, jak dalej potoczą się losy tego obiektu, ale cieszę się, że mogliśy tutaj spędzić noc. Jest to jedno z ostatnich takich miejsc w Sudetach, gdzie wieczorem nie ma dużo ludzi, gdzie gospodarze podają smaczne jedzenie, a porcie są obfite. Obowiązkowo kufel czeskiego piwa. Dość szybko odyskaliśmy siły jeszcze wieczorem wyruszyliśmy z czołówkami na wieczorny spacer po okolicy.
Rano, po śniadaniu, mieliśmy tylko zejść do Ludwikowic. Ale bylo na tyle ładnie i przyjemnie, że krążyliśmy jeszcze przez pół dnia, aby w końcu zejść, obejrzeć "Muchołapkę", czyli Muzeum Molke w Ludwikowicach Kłodzkich, a następnie zjeść coś ciepłego w miejscowym lokalu. Z zewnątrz lokal wyglądał dość nieciekawie, ale skoro miejscowi tu chodzą to musi być dobrze. I tak było - znów fajne jedzenie i dobre piwo. Na koniec tradycyjnie powrót pociągiem do domu.

Kurierek: pobierz